środa, 1 lipca 2009

Dzień 4 (wt 30/06/09)

Koniec obijania się!

Zobaczyłam rozprawę, wpadłam na koleżankę z ESITu (jesteśmy wszędzie!) i pognałyśmy z panią Bonneau do domu na obiad, abym mogła o 14tej wyjechać. Zadanie się udało, ale w Luxemburgu się zgubiłam i załatwiłam sobie 6-kilometrowy objazd pod górkę, który kosztował mnie 1 godzinę… Dzisiejszy cel: dojechać do Simmern. Z Luxemburgu do Frankurtu jest 230km, więc od Simmern będę miała mniej niż połowę drogi.

Niestety… wtorek to nie mój dzień i gubię się kilka razy, z powodu beznadziejnie oznaczonych ścieżek rowerowych. Trzeba bowiem wiedzieć, że tak jak we Francji można jeździć wszystkimi drogami, również krajowymi, gdyż są one mało uczęszczane przez auta i super przyjazne rowerom, tak w Niemczech, jeśli tylko wjedzie się na metr na ulicę, od razu trąbią. Na drogach jest tylko wystarczająco miejsca na auta i na nic więcej. TRZEBA jeździć ścieżkami. Oznacza to również, że nie jedzie się najkrótszą trasą tylko robi zygzaki wokół dróg narodowych i niestety nie można rozwinąć na nich prędkości.

Sam region jest jednak ładny, jedzie się non stop w winnicach i teren jest płaski, gdyż jedzie się w dolinie rzeki Mosel. Dojeżdżam na camping w Polish za Trier. Teraz rozumiem co Irene chciała powiedzieć, mówiąc, że nie lubi dużych campingów na camping cary, z restauracją itp. Ten tak właśnie wygląda. Jest przepełniony przyczepami i autami, do których ludzie ściągnęli WSZYSTKO: lodówki, anteny satelitarne, szafki kuchenne (sic!)… Po co w takim razie wyjechali z miasta skoro tu zrobili sobie nowe…? Nikt do nikogo się nie odzywa. Nie ma tej wspaniałej atmosfery jaka była na campingu we Francji.

Km: 87.55

Max: 54.5km/h

Czas: 4.28:26

Średnia prędkość: 19.5km/h

Okej, tutaj w błogiej nieświadomości wjeżdżam sobie na teren zarządzany przez Bundestag. Nie wiem wtedy jeszcze jak ten kraj odciśnie mi się na psychikę!

Jadę krainą win. Winnice rozciągają się tutaj kilometrami. W czerwcu niestety jeszcze niedojrzałe. Przypomina mi się jednak wyprawa rowerowa z tatą z 2006. Wtedy jechaliśmy krainą win we Francji, w październiku. W powietrzu czuć było zapach wina. Po winnicach samych nie jechaliśmy, tak jak tu w Niemczech, więc nie udało nam się oskubać żadnych krzaków. Ale zapachem win się raczyliśmy bez ograniczeń!

Kierunek: Polish. Dzisiaj piłka krótka, robię tylko 80-parę kilometrów. Ale w jakim stylu. Jedzie się przebajecznie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz